Zanim
wybrzmiał pierwszy gwizdek, doszło do uhonorowania Łukasza Sarnowskiego
w związku z setnym występem w barwach Olimpii. Akurat mecz z Polonią
był jubileuszowy dla wychowanka żółto-biało-niebieskich i chyba na tym
kończyły się miłe akcenty.
Samo spotkanie w początkowych
fragmentach nie zachwycało, oglądaliśmy “piłkarskie szachy”, brakowało
groźnych sytuacji. W 10. minucie konsternacja. Bez kontaktu z
przeciwnikiem na murawę upadł Dawid Danilczyk. Pomocnik opuścił stadion
na noszach, zatem uraz wydaje się niezwykle groźny. Po krótkiej rozmowie
z doktorem Olimpii Lubomirem Czujko dowiedzieliśmy się, że
najprawdopodobniej zostały zerwane więzadła w lewym kolanie. Tym samym
pech nie opuszcza zawodnika Olimpii, który wrócił do gry w połowie
obecnego sezonu po kontuzji więzadeł prawego kolana.
Niewątpliwie
zrobiło się źle, a potem było… jeszcze gorzej. Od 23. do 29. minuty
zwycięstwo Olimpii odpłynęło siną w dal. Najpierw niewinne dośrodkowanie
z rzutu rożnego, w obronie szukano tamtych prywatek zamiast wybicia
piłki, a bierność wykorzystali goście. Z bliskiej odległości, mocno, pod
poprzeczkę strzelił Jakub Pochcioł. W 28. minucie czerwona kartka dla
Mruka po faulu przed polem karnym. 60 sekund później znakomicie wykonany
rzut wolny i zrobiło się 0:2.
W głowie burza myśli i próba
znalezienia odpowiedzi na pytanie: jak Olimpia ma wygrać, skoro ogólnie
nie strzela bramek, ma jedną z najgorszych ofensyw w lidze, a za
kadencji trenera Sebastiana Letniowskiego strzeliła tylko dwa gole, a
dodatkowo grała jednego zawodnika mniej?
Po zmianie stron od razu
zaatakowała Polonia. Było blisko podwyższenia, ale na przeszkodzie
stanęła poprzeczka. Olimpia najlepszą sytuację stworzyła w 49. minucie.
Maciej Famulak w swoim stylu przedryblował przeciwnika, następnie zagrał
mocno po ziemi w pole karne. Piłka w okolicach 5. metra znalazła się
pod nogami Jakuba Sangowskiego, ale ostatecznie tylko jęk zawodu.
Poprzeczka.
Momentami iskrzyła się nadzieja, że może jednak, że
może Olimpia złapie kontakt. Próbował Senkevich, później Famulak, ale
dwukrotnie po tych strzałach oglądaliśmy rzuty rożne. Bramka w końcu
jednak padła, ale dla Polonii. Goście prowadzili 3:0 po golu Dawida
Wolnego, który dwie bramki na Agrykola strzelił już w 2020 roku w
barwach Sokoła Ostróda (3:3). Kibice zaczęli opuszczać stadion, nadzieja
okazywała się matką głupich. Nawet gol honorowy Kacpra Jóźwickiego nie
zmienił ogólnego przygnębienia.
– Pierwsza połowa, walcząc o
utrzymanie, nie może się taka przytrafić. Przede wszystkim mała
koncentracja, słaba koncentracja w kluczowych momentach spowodowała, że
tracimy bramki, których do tej pory Olimpia za mojej kadencji nie
traciła. Dzisiaj trzy gole, a w poprzednich meczach jedna i to mnie
boli. Wiemy o naszym problemie ze zdobywaniem bramek, cały czas nad tym
pracujemy. W pierwszej połowie nie dojechaliśmy, za to trzeba przeprosić
kibiców i mam nadzieję, że nie zawiedziemy w Chojnicach, gdzie będziemy
walczyć o byt w II lidze. – podsumował spotkanie trener Letniowski.
Olimpia Elbląg – Polonia Bytom 1:3 (0:2)
0:1 – Jakub Pochcioł (23. min.), 0:2 – Tomasz Gajda (29. min.), 0:3 – Dawid Wolny (76. min.), 1:3 – Kacper Jóźwicki (84. min.)
Olimpia: Łęgowski
– Sarnowski, Kuczałek, Mruk, Szczudliński (46’ Bartoś), Jóźwicki,
Danilczyk (13’ Spychała; 76’ Yatsenko), Famulak, Sangowski, Stefaniak,
Senkevich