Oczywiście
żółto-biało-niebiescy faworytem nie byli, bo ciężko żeby drużyna z
ostatniego miejsca przed jakimkolwiek spotkaniem była stawiana jako
kandydat do zwycięstwa. Przed meczem wiedzieliśmy, że kolejne spotkanie
wygrała Skra Częstochowa, zatem sytuacja w tabeli dla elblążan zrobiła
się mało komfortowa.
Samo spotkanie z KKS-em rozpoczęło się z
lekkim opóźnieniem. Przyczyny? Lakoniczny komunikat od spikera nie
pozwolił poznać szczegółów. Gdy w końcu mecz się rozpoczął, oglądaliśmy
Olimpię inną niż w dotychczas. Podopieczni trenera Przybyły wyszli na
boisko jakby najedli się całego wiadra witamin. Od pierwszego gwizdka
pressing, zaangażowanie, jeżdżenie na tyłkach. Przyjemnie się oglądało
drużynę, która prowadziła grę na połowie przeciwnika, stwarzała
sytuacje, dążyła do strzelenia bramki. W końcu się udało za sprawą
dośrodkowania Dawida Czaplińskiego i wykończenia Oskara Kordykiewicza.
Akcja wychowanków, dwunasta bramka Olimpii w bieżącym sezonie, trzeci
gol “Ozzego” w lidze. Na trybunach szał radości wymieszany z
konsternacją. Chyba niewielu uważało, że Olimpia będzie się prezentować
tak dobrze.
– Mogliśmy dłużej popracować, potrenować, poprzebywać
razem. Udało się nieco scalić drużynę mimo problemów sportowych i poza
sportowych. Chcieliśmy stworzyć „team”. – m.in. takie słowa wypowiedział
po meczu trener Karol Przybyła. Można przypomnieć, że Olimpia do
spotkania z KKS-em przystąpiła po dwutygodniowej przerwie, bo mecz z
ŁKS-em II Łódź został przeniesiony na najbliższą środę.
Druga
połowa była nieco bardziej wyrównana. Trener KKS-u robił ,co mógł.
Szukał rozwiązania, wymieniał zawodników, ale gra jego zespołu
pozostawiała wiele do życzenia. Goście swoje szanse w zasadzie mieli w
końcówce, ale pokonanie “profesora” Witana było zadaniem niewykonalnym.
Bramkarz Olimpii fruwał między słupkami leciutko jak motyl, a
skutecznymi interwencjami żądlił jak pszczoła marzenia KKS-u dotyczące
remisu. Elblążanie i tak stworzyli więcej dogodnych sytuacji. Próbował
Kozera, Kuczałek, Yatsenko, ale zabrakło odpowiedniej finalizacji.
Na
tyłach świetnie prezentowała się cała trójka obrońców. Ponownie
defensywa składała się z Tiahlo, Wierzby i Mruka. Ten ostatni zagrał 30
mecz w żółto-biało-niebieskich barwach w II lidze (ogólnie 31 raz w
Olimpii), ale w 72. min. był zmuszony opuścić boisko. Miejmy nadzieję,
że nie przytrafiła się poważna kontuzja. Swoją drogą w meczu nie
wystąpił Hubert Matynia z powodu urazu nogi.
– Jesteśmy bardzo
zadowoleni. Te punkty są nam niezbędne. (…) Od pierwszej do ostatniej
minuty graliśmy wysokim pressingiem. Wiedzieliśmy, że KKS ma
indywidualności, ale mieliśmy świetnie przygotowaną analizę, niczym nas
KKS nie zaskoczył. Ogromne gratulacje dla chłopaków, także w kwestii
tych problemów poza boiskowych. – mówił po meczu trener Karol Przybyła.
Olimpia
zagrała bardzo pewnie i obiecująco. Drugi mecz z rzędu nie straciła
bramki. Progres jest widoczny, ale to nie czas na otwieranie szampanów.
Zanim Olimpia ewentualnie dojedzie do mety, musi pokonać jeszcze wiele
okrążeń z przeszkodami.
Olimpia Elbląg – KKS 1925 Kalisz 1:0 (1:0)
1:0 – Kordykiewicz (23. min.)
Olimpia:
Witan – Czapliński (87’ Łaszak), Wierzba, Tiahło, Mruk (72’
Szczudliński), Fadecki, Stępień (72’ Kuzimski), Szałecki (87’ Czernis),
Kuczałek, Kordykiewicz (65’ Yatsenko) Kozera.